Jarosław jot-Drużycki Jarosław jot-Drużycki
299
BLOG

Filmy piaskiem usypane. Powtarzalność w twórczości Wajdy [esej z 2002 r.]

Jarosław jot-Drużycki Jarosław jot-Drużycki Kultura Obserwuj notkę 0

W wigilię Zielonych Świątek panny i młode gospodynie pisały piaskiem wnętrza izby. Na krótki, świąteczny czas, dzięki wprawnej ręce, ziarnka piasku układały się w spirale, kręgi, kwiaty, meandry i drzewka. Zwyczaj ten notowali etnografowie jeszcze przed trzydziestu-czterdziestu laty na południowym Mazowszu i w opoczyńskiem. Paradoksalnie bardziej jest obecnie znany podobny obyczaj spod dalszej szerokości geograficznej – mandala tybetańskich mnichów: usypany-zapisany Kosmos z kolorowego piasku. Całość. To co symbolizuje nieprzemijalność, ponad i pozaczasowość, stałość zostaje przedstawione za pomocą najbardziej kruchej i niestałej substancji. Dzieło mnicha ma krótkotrwały żywot jednakże czynność usypywania powtarzana jest nieustannie. Mandala trwa.

Symboliczny zapis naszej wizji kosmosu, "naszą mandalę", usypywały zapewne dziewczyny spod Rawy i Opoczna. Ale jakby tak zejść o kilka poziomów niżej, do zeświecczonej współczesności i do "narodowych mitów", i zawrzeć w mandali Polskę, ukryć nasz "polski kosmos" pod warstwą symboli, symboli, które – jak to symbolami bywa – czytelne są jeno dla wtajemniczonych; zatem próba ułożenia z ziarenek piasku białego orła nie wchodzi w rachubę, nie w tym rzecz, chodzi o ułożenie obrazu przekazanego przez "nasze święte księgi".

Wiele dzieł literatury polskiej w sposób niezrozumiały dla "obcego" opowiada polski mit. Książki, wydrukowane w końcu na lichym drzewnym papierze (którego wątpliwa trwałość spędza sen z oczu bibliotekarzom i bibliofilom). W tej nietrwałej formie zawarta jest nieprzemijająca treść – herosi, bohaterowie, wzorcowe modele dla społeczności. Fikcja staje się prawdą, egzystencja przekształca się w paradygmat, a postać w archetyp. Mitotwórczy charakter literatury (nie tylko zresztą polskiej, wyjątkiem bynajmniej nie jesteśmy) ma długi żywot i jest powszechnie znany – "kultowe powieści"! od "Iliady" przez "Pieśń o Rolandzie" i "Cierpienia młodego Wertera" dostarczały wzorców i wskazywały drogę w kolejnych epokach Historii. Do literatury dołączył film, zrobiony z kruchego celuloidu, równie nietrwałego materiału jak piasek, czy papier drzewny.

Literatura z filmem idą w parze, zaś adaptacja książki jest tylko kolejnym wariantem tej samej opowieści, czy usypanego wzoru, który – jak wszelkie oboczności – interesujący jest raczej dla naukowców. Na to, że literatura z filmem prowadzą ku Czasom Początku, Utraconego Raju wyraźnie wskazał w jednym z ostatnich (z roku 2002 podczas kręcenia "Zemsty" – przyp. jot 2016) wywiadów Andrzej Wajda:
Dzięki filmowym adaptacjom literatury widownia polska może przypomnieć sobie o własnych korzeniach, odnaleźć się w naszej przeszłości, (...) – i dalej – to prawda, że wszyscy czekamy na film współczesny, ale oglądanie przeszłości nie jest wcale ucieczką od rzeczywistości. W polskiej literaturze zawarta jest nasza polska dusza, a także wskazówka, jak rozumieć jej przyszłość.[W02].
Bowiem to co mówi mit urealnia się, jedynie mityczna opowieść jest naprawdę rzeczywista.

Dlaczego "Zemsta"?
Przede wszystkim wiem dobrze, że nikt nie napisze mi dziś lepszych portretów Polaków, nie przedstawi w sposób równie głęboki naszych narodowych wad [W02].
Dlaczego “Pan Tadeusz”?
Jest wiele powodów. Może dzisiaj, pod koniec wieku, kiedy się wszystko zmieszało, potrzeba obrazu przeszłości takiego jak w "Panu Tadeuszu" [W98].
Dlaczego "Wesele"?
Wydaje mi się, że jak dotąd. "Wesele" było traktowane w konwencjonalny sposób, to znaczy nie szukało się w dziele Wyspiańskiego pewnej realnej określonej sytuacji historycznej, ponieważ zakładano, że wszyscy przecież ją znają. Nie zastanawiano się, dlaczego to co się zdarzyło, mogło się zdarzyć tylko w tym czasie i w tym miejscu. Jest bowiem coś takiego w “Weselu”, co czyni je ciągle aktualnym dla nas, Polaków. [W72]

W filmach Wajdy mit nie tyle jest opowiadany co zobrazowany, ścieżka dźwiękowa staje się jedynie dopełnieniem do ruchomego obrazu. Wajda usypuję mandalę. Czyni to cały czas, przez lata – nieustannie pokazuje "polską duszę", klatka po klatce:
W trakcie zdjęć do "Pana Tadeusza" miałem wciąż wrażenie, że ja już to wszystko kiedyś robiłem. Tylko we fragmentach. [W99]
– zwierzył się w 1999 r. podobnie ujął to w trakcie realizacji "Wesela", trzydzieści lat temu:
Najbardziej boję się tego, że to "Wesele" sprzedałem już na różne sposoby w wielu moich filmach. Powiedział mi Olbrychski: Po co ty robisz "Wesele", przecież już je robiłeś. Może rzeczywiście nie powinienem się brać do niego? [W72]
Łatwo byłoby zarzucić reżyserowi déjà vu ale w ten sam sposób można by przecież potraktować i mazowieckie panny, i tybetańskich mnichów. A mit wszak winien być wciąż na nowo odgrywany, powtarzany, w opowieściach, w obrzędach, w rytach. Powtórzenie wzmacnia, uwiarygodnia, po trzykroć uwiarygodnia. I rzeczywiście – jest coś takiego w filmach Andrzeja Wajdy co stanowi  jądro mitu i niczym wzory z piasku powtarza się z filmu na film, z ujęcia na ujęcie. Właściwie dzieje się wciąż to samo.

Odwołanie się do czytelnej dla odbiorcy symboliki sprawia, że widz przestaje być bierny i zaczyna współuczestniczyć w akcie twórczym kinowego obrazu. Kiedy zobaczyłem (sic!) grę Wojskiego na rogu natychmiast usłyszałem w myśli odpowiednie strofy dwunastozgłoskowca. Podkład mitotwórczy został uruchomiony (osoba spoza kultury polskiej pozostała w roli widza, ktoś, kto jest oderwany od  kontekstu nie usłyszał tego co ja, nie współuczestniczył w "świętej grze"; dla "obcego" obrzęd, jakikolwiek obrzęd zawsze pozostanie co najwyżej barwnym acz niezrozumiałym przedstawieniem a mandalę będzie kontemplował tylko estetycznie; i może właśnie dlatego Oskar przypadł Wajdzie "jedynie" za całokształt?).

Zawsze traktowałem siebie jako widza i zastanawiałem się, co ja chciałbym w kinie zobaczyć. Robiłem filmy niejako na własne zamówienie. Jeśli udawało mi się dotrzeć do publiczności, to dlatego, że najpierw docierałem do samego siebie [W99]
– nie po raz pierwszy stwierdził Wajda:
staram się realizować to, czego nie realizują inni. Lubię bowiem oglądać w kinie, w teatrze, to co mnie interesuje. [W72]
Mityczna opowieść wzbudza zaciekawienie, wizja idealnego świata, który musieliśmy opuścić, a który ponad wszystko tkwi w nas jest szalenie bliska, jest po prostu własna. A łatwiej to sobie uświadomić i zrozumieć, kiedy wypowie się ją na głos, choćby i w pustym pokoju.

Opowiadanie świętych tekstów czy usypywanie symbolicznych wzorów Kosmosu to de facto współudział w Akcie Stworzenia, a to wzmaga dreszcz emocji i strach – stoi się bowiem wówczas twarzą w twarz przed Tajemnicą, to zmaganie się ze światem, który dopiero ma powstać; którego się nie zna, ale za którym się tęskni.
Może potęga tej książki polega na tęsknocie. Na tym, że to jest utwór o świecie, który jest całkowicie wykreowany, o świecie idealnym, w którym chcielibyśmy żyć, zanurzyć się. Oczywiście doskonale wiemy, że tego świata nie ma. Ale im bardziej nam go brakuje, tym bardziej potrzebujemy tej książki. [W98]
Zanurzenie w książkę-mandalę wiedzie przez kontemplację.
Może to jest taka książka, którą trzeba trzymać pod poduszką, stale czytać, pamiętać, w samotności adorować, ale nigdy się z nią nie ujawniać; bo to jest tak, jak z uczniem odpowiadającym bardzo elokwentnie, tylko dlatego, że przeczytał jakąś książkę, której jego koledzy nie znają; posługuje się mądrymi cytatami, jest bardzo błyskotliwy, i ma wiele do powiedzenia i wzbudza podziw, że taki dojrzały, inteligentny i wrażliwy. Gdyby jednak okazało się, że czerpał to wszystko z książki, którą zna niemal na pamięć, to by się wszyscy troszkę rozczarowali. W moim przypadku istnieje podobne niebezpieczeństwo. [W72]

Powiadają, że Świadkowie Jehowy znają całą Biblię na pamięć. Powiadają, że wystarczyło w międzywojniu znać "Pana Tadeusza" na wyrywki, by zdać maturę. Powiadają, że do pewnego japońskiego malarza przyszedł raz Europejczyk, entuzjasta sztuki Dalekiego Wschodu.
– Mistrzu! – mówi – chciałbym zamówić u pana obraz: śpiewający kos na gałęzi wiśni.
– Dobrze. Proszę przyjść za pół roku – odpowiedział malarz.
W umówionym terminie entuzjasta ów znowu pojawił się w pracowni.
– Mistrzu, przyszedłem po swój obraz.
– Jaki obraz?
– Jaki? Śpiewający kos na gałęzi wiśni!
– Ach prawda!
I malarz wyjął kartkę, zamoczył pędzel i po chwili trzymał w ręce gotowe dzieło – śpiewający kos na gałęzi wiśni. Entuzjasta nie potrafił ukryć zdziwienia
– Ależ mistrzu, to nie trwało minuty, dlaczego zatem kazał mi pan czekać tak długo, aż pół roku?
– Bo tyle czasu ćwiczyłem

Powiadają wreszcie, że do wysypywania izby potrzebny jest piasek ładny – biały i przede wszystkim suchy; tylko taki bowiem na ciemnoszarej podłodze daje wspaniałe efekty.

* * *
Cytowane wypowiedzi Andrzeja Wajdy:

[W72]Dlaczego "Wesele" – wypowiedź Andrzeja Wajdy (opr. Andrzej Markowski), "Ty i Ja" nr 7/1972
[W98] Jeszcze raz zaczynam – z Andrzejem Wajdą rozmawia Katarzyna Bielas, "Magazyn" (dodatek do "Gazety Wyborczej") nr 27/1998
[W99] Pan Tadeusz Pana Wajdy – z Andrzejem Wajdą rozmawia Paweł Goźliński, "Magazyn" (dodatek do "Gazety Wyborczej") nr 13/1999
[W02] Andrzej Wajda o "Zemście", www2.gazeta.pl/zemsta/ – oficjalny serwis filmu “Zemsta”, 31 stycznia 2002
___________________________________
Od autora:
Powyższy eseik napisałem był przed czternastoma laty. Gdzieś to nawet opublikowałem wówczas, ale nie pamiętam w tej chwili gdzie. Przypominam go Czytelnikowi teraz, kiedy już Andrzej Wajda żadnej nowej filmowej mandali nie usypie...

Wtrynia swe trzy grosze od 26 maja 2009 r. "Hospicjum Zaolzie" - rzecz o umieraniu polskości na zachodnim brzegu Olzy Wydawnictwo Beskidy, Wędrynia 2014 Teksty rozproszone (w sieci) Kogo mierzi Księstwo Cieszyńskie. W poszukiwaniu istoty bycia "stela" (Dziennik Zachodni) Mocne uderzenie (obrazki z Wileńszczyzny) (zw.lt) Wraca sprawa Zaolzia (Rzeczpospolita) Cień Czarnej Julki (gazetacodzienna.pl)   Lubczasopismo   Sympatie

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura